„The Flavour Thesaurus: Pairings, Recipes and Ideas for the Creative Cook”, Biblia pasjonatów gotowania, doczekała się wreszcie polskiego wydania. „Leksykon smaków” to pozycja, którą powinien mieć na półce każdy, kto lubi kuchenne eksperymenty, szuka nowych smaków lub po prostu chce wiedzieć więcej o sztuce kulinarnej. Sama posiadam książkę w wersji angielskiej (na Kindla) od dobrych kilku lat. Zaglądam do niej często, zwłaszcza gdy szukam inspiracji do stworzenia nowego przepisu. Pomaga mi wyjść poza strefę kulinarnego komfortu, ruszyć z miejsca. Lubię po nią sięgać przy porannej kawie, czasem czytam ją w tramwaju, na przystanku, albo w drodze do sklepu. Bez konkretnego celu, zwyczajnie dla przyjemności.
Nie jest to standardowa książka kucharska z przepisami i zdjęciami. „Leksykon smaków” to bardziej klucz do łączenia składników. Nie znajdziecie tam proporcji czy gotowych receptur. Dominują krótkie historie i ciekawostki kulinarne. Każde połączenie ma swoje uzasadnienie w pochodzeniu składnika bądź kulturze kulinarnej danego kraju. Dzięki podziałowi na 16 kategorii smakowych zaczniecie rozumieć, dlaczego burak smakuje świetnie z czekoladą, a awokado pasuje do czekolady i orzechów laskowych. Leksykon pozwoli wam uwolnić się od tkwienia w recepturach, zachęci do próbowania, zabawy. Bo nic nie daje takiej radości w kuchni jak tworzenie nowych rzeczy. Czasem wystarczy lekka zachęta, a reszta przychodzi sama.
Taki też był powód napisania książki przez Niki Segnit. Chcąc zerwać z własną niepewnością kulinarną i brakiem ufności w umiejętności, stworzyła podręcznik, który pomaga zrozumieć smaki.
We wstępie Niki pisze: „Tym, co udało mi się osiągnąć, jest zbiór faktów, związków, wrażeń i wspomnień, który ma uczyć nie tyle tego, co dokładnie należy zrobić, ile tego, w jaki sposób tchnąć więcej życia we własny przepis lub adaptację czyjegoś dania. Właśnie tego potrzeba, by łechtać podniebienia.”
Po paru latach z „Leksykonem smaków” stałam się odważniejszym kucharzem, modyfikuję receptury, próbuje łączyć z pozoru niepasujące składniki. Nie zawsze wychodzi, ale gdy się uda, efekt jest ogromnie satysfakcjonujący. I choć wiele książek kucharskich i tych okołokulinarnych wpłynęło na mój rozwój, to z leksykonu nauczyłam się najwięcej.
Jednym z bardziej udanych eksperymentów mających swój początek w Leksykonie były springrollsy ze szparagami i sosem na bazie masła orzechowego. Połączenie szparagów i masła orzechowego było dla mnie szokiem. Był to duet tak abstrakcyjny, że nie mogłam się powstrzymać przed wypróbowaniem go. I tak powstał jeden z moich ulubionych wiosennych przepisów.
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji poznać się bliżej z tą książką, to bardzo Was zachęcam. Nie pożałujecie!