Książki

Kobieta wg Charlotte Roche

Elizabeth- matka, żona, ex-córka, wiedzie z pozoru poukładane życie. Jasno wyznaczyła sobie cele: metody wychowawcze zupełnie inne niż jej matki(najlepiej wg książek Jespera Julla), za wszelką cenę utrzymać związek z mężem. W życiu opiera się na poradnikach, oczywiście popularnonaukowych. Z dziką satysfakcją krzyczy feministkom (w tym własnej matce) w twarz: punkt G istnieje! Dba o środowisko. Rzadko zmienia piżamę, używa tylko dwóch listków papieru toaletowego, gotuje bez glutaminianu sodu. Przede wszystkim jednak stara się, by jej patchworkowa rodzina działała.
W zasadzie nic szczególnego, można by pomyśleć. Taka typowa współczesna kobieta. Jednak coś w jej osobie nie pozwala wrzucić jej do worka stereotypów.

Skąd u Elizabeth obsesyjne myślenie o śmierci, szczególnie swoich bliskich? Skąd lęk przed byciem podglądanym podczas starannie zaplanowanego seksu z mężem? Po co cotygodniowa wizyta u notariusza?
Czy to skutek wychowania przez matkę- feministkę, zmieniająca ustawicznie partnerów, nienawidzącą mężczyzn? Pewnie tak, bo przecież wychowanie w duchu feministycznym musi skutkować zaburzeniami osobowości. A może aborcja, którą dokonała, bo jej partner uznał, że nie są gotowi na dziecko? Dodajmy do tego nieudany seks analny i wizyty męża u prostytutek- rozwiązanie gotowe.

Niestety nie ! Pudło! Okazuje się, że to właściwie jeden dzień z życia Elizabeth stał się wyzwalaczem jej lęków i obsesji. Jeden dzień z przeszłości skutkuje tym, że trzy razy w tygodniu kładzie się na kozetce u terapeutki z rękami złożonymi jak w trumnie. To jedno wydarzenie sprawia, że spisuje testament i regularnie go zmienia. Wieczory zajmuje jej patrzenie na pęknięcie na suficie, które nieuchronnie powiększa się, aż w końcu runie na jej rodzinę. Prowadzić samochód może tylko ona. Jazda windą- istny koszmar. Na każdym kroku wizualizuje ciągi zdarzeń prowadzące do tragedii. Nie łatwo tak żyć. Ucieczką dla Elizabeth stał się seks. Podczas niego znikają lęki i fantazje o śmierci. No, może poza głosem matki feministki i Alice Schwarzer.

Co tak naprawdę chciała przekazać Charlotte Roche w swojej powieści o intrygująco niepasującym tytule? Szczegółowo opisane zwyczaje seksualne pary z ośmioletnim stażem trudno nazwać skandalicznymi. Uderzający w „Modlitwach waginy” jest strumień myśli, który nie podlega żadnej cenzurze (swoją drogą genialny zabieg literacki). To co wszyscy mamy w głowach, ale nikt nie wypowiada. Monologi pacjentów (klientów) podczas sesji terapeutycznych. Bez hamulców, bez oporów.

Siadamy w fotelu, otwieramy książkę i staramy się pojąć Elizabeth. Dzieciństwo, wpływ silnej osobowości matki i nieobecność ojca. Relacje z poprzednimi partnerami. Śmierć. Terapia par z obecnym mężem. Piękna suknia ślubna. Silne lęki. Próba uwolnienia się od toksycznej przyjaźni. Śmierć. Dorastanie córki. Odcięcie się od matki.

Co mnie urzeka, to autentyczność postaci Elizabeth. Jej zdolność do analizy własnych stanów i otoczenia, tak charakterystyczna dla osób, które uczestniczyły w terapii. Elizabeth jest boleśnie świadoma irracjonalności swoich zachowań. Wie jak destrukcyjne są dla niej i otoczenia. Z drugiej strony nie brak jej dużej dozy autoironii i poczucia humoru. Swoje zachowania często rozpatruje pod kątem: „Przepracuje to później z moją terapeutką”.

Roche udało się stworzyć powieść w której doskonale widzimy złożoność motywów ludzkich zachowań. Jednocześnie przemyca tematy tabu: aborcja, seks analny u par heteroseksualnych, terapia par, czy seks w długoletnim związku. Powieść totalna! Zdecydowanie godna polecenia.

Recenzja w wersji skróconej opublikowana w Zadrze 52-53/2012.