Na zewnątrz zaczyna być mroźnie, więc postanowiłam zabrać Was (i przy okazji siebie) na rozgrzewającą wycieczkę. Spokojnie, nie musicie pakować kurtek i ciepłych butów, bo będzie to podróż tylko i wyłącznie wzrokowa.
Całkiem niedawno przypomniałam sobie o niewywołanej kliszy z tegorocznej wyprawy na Słowenię. Potem zajęło mi jeszcze 2-3 tygodnie, żeby zanieść ją do wywołania. I kiedy w końcu zobaczyłam zdjęcia, powróciły wspomnienia i poczułam te ciepłe, słoneczne dni. A ponieważ i Wam przyda się trochę rozgrzewających widoków, to zapraszam na analogową podróż przez Słowenię.
Na początek jeszcze Wiedeń i wejście do sklepu z książkami kucharskimi i przyprawami Babettes, czyli Mekki każdego fana pichcenia. O Babette’s pisałam w poście o Wiedniu, ale w ramach szybkiego podsumowania: gorąco polecam!!! Najlepiej z pełnym portfelem.
Dość intrygujący sposób wykorzystania/ składowania karimat (Wiedeń).
I szybko przenosimy się na południe, kierunek Słowenia!
Wąskie uliczki słynnego winiarskiego miasteczka Ptuj. Wina godne polecenia, Ptuj- na krótki spacer, również.
Kilka chwil na kawie i przechadzce po starej części Mariboru…
No dobra, na kawie się nie skończyło i wzięliśmy coś fast foodowego w Loving Hut.
Kolejne miasto: Lublana. Tutaj zabawiliśmy nieco dłużej. Stara cześć miasta skupia się po dwóch brzegach rzeki. Mnóstwo kawiarni, małych sklepików. Klasycznie klimatycznie.
Charakterystyczne dla Lublany wiszące buty. Motyw pojawiał się kilkakrotnie podczas naszej wycieczki po mieście.
Wegańska knajpa, na wąskiej i długiej uliczce (nazwy niestety nie pamiętam), gdzie było mnóstwo sklepów ze zdrową żywnością. Niestety byliśmy już zbyt najedzeni, żeby spróbować czegokolwiek z ich menu.
Buty po raz kolejny.
Metelkova Mesto czyli centrum społeczno- kulturalne, niegdyś squat. Umniejscownione w opuszczonych budynkach wojskowych, robi naprawdę niesamowite wrażenie. W nocy tętni życiem, imprezy, koncerty, pokazy filmowe, jeżdząca biblioteka, wystawy i tak bez końca. Mnóstwo, mnóstwo ludzi. Idealne miejsce dla artystycznej duszy! W dzień na spokojnie można się przejść i zobaczyć wszytskie instalacje, podumać nad tym co artysta miał na myśli.
Dzisiaj już koniec podróży, niedługo obiecuję Wam dokładniejszą relację ze Słowenii wegańskimi oczami!